niedziela, 26 lutego 2017

Rozmowa z Martinem Fitchem

Martin Fitch, znany publiczności również jako Marcin Mroziński, to pochodzący z Inowrocławia piosenkarz, który zaczynał swoją zawodową karierę jako aktor musicalowy. W 2010 reprezentował Polskę w 55. Konkursie Piosenki Eurowizji w Oslo, a w tym roku brał udział w polskich preselekcjach. Obecnie pracuje nad swoją debiutancką płytą, której premiera zaplanowana jest na maj. W wywiadzie opowiada między innymi o początkach kariery, pracy nad nowym krążkiem, działalności charytatywnej i największych muzycznych inspiracjach.

(Foto: Kasper Zborowski-Weychman)

Twoja przygoda z muzyką sięga czasów wczesnego dzieciństwa, już wtedy brałeś przecież udział w konkursach muzycznych. Jak wyglądały te Twoje początki i kiedy stwierdziłeś, że chcesz się tym zajmować profesjonalnie?

Odkąd sięgam pamięcią interesowałem się muzyką i aktorstwem. Od początku wiedziałem co chcę w życiu robić, natomiast pierwszą decyzję, że chcę to robić zawodowo, podjąłem w wieku ośmiu lat. Powiedziałem wtedy moim rodzicom, że będę aktorem i piosenkarzem, i tak będzie. Zwykle nie traktuje się takich dziecięcych wyznań poważnie, ale z czasem rodzice zdali sobie sprawę, że mówię serio. Nie cisnęli mnie za mocno jeśli chodzi o niektóre przedmioty szkolne, ale nie chcieli też, żeby ktoś mi później zarzucał brak wykształcenia.

Wielu artystów już w wieku piętnastu lat przestaje chodzić do szkoły, bo nagrywają płyty i koncertują. Po dziesięciu latach kończy im się kariera i nie mają tzw. „papierka”. Jestem więc wdzięczny moim rodzicom, że zatroszczyli się o moją edukację - dopilnowali, żebym skończył liceum, a później studia. Studiowałem już jednak aktorstwo, w pełni z myślą o moim życiu zawodowym.

Od razu związałeś ze sobą śpiewanie i aktorstwo poprzez występy w musicalach - zagrałeś m.in. w spektaklach „Upiór w operze” i „Les Misérables” na deskach Teatru Roma. Jak wspominasz ten okres swojego życia?

Musicalem interesowałem się od zawsze, bo faktycznie jest to połączenie tych dwóch sztuk, które kocham. Od osiemnastego roku życia zacząłem jeździć do Londynu i obserwowałem tamtejsze spektakle. Poczułem, że chcę być aktorem musicalowym. Tak samo było w szkole teatralnej - od samego początku poinformowałem wszystkich, że jestem ukierunkowany na musical. Po drugim roku wygrałem casting do „Upiora w operze” i nikt nie stawał mi na drodze, wszyscy mówili: „Fajnie, zawsze chciałeś to robić, więc idź w tym kierunku”. To była moja pierwsza profesjonalna rola teatralna, więc zacząłem tę musicalową karierę z wysokiego „C”. „Upiór w operze” to klasyk, najdłużej grany musical na świecie, marzenie 99% musicalowych artystów.

To chyba dobrze, że od razu rzucono Cię na głęboką wodę.

Na bardzo głęboką wodę. Tym bardziej, że zostałem zaakceptowany przez samego Andrew Lloyda Webbera (autora musicalu). Miałem dwadzieścia dwa lata i od razu dostałem główną rolę w teatrze, występowałem codziennie przed widownią liczącą tysiąc osób. Dostaliśmy podwójną platynę za album z muzyką, a po kilku latach jeszcze trzecią. To jest super i cieszę się, że właśnie w ten sposób zacząłem tę swoją musicalową ścieżkę. Było to dla mnie duże wyzwanie, ale i duża nagroda. Później musical przestał być moją największą pasją. Teraz czuję, że muszę od musicalu i aktorstwa trochę odpocząć. Przeniosłem się do Londynu i tam aktualnie nagrywam płytę.

Ale jednak 24 marca zobaczymy Cię na deskach Teatru Wielkiego w Łodzi w spektaklu „Lamaila”.

Zrobiłem jeden mały wyjątek dla mojego przyjaciela Maćka Pawłowskiego, twórcy i reżysera tego spektaklu. Maciek zaczął go tworzyć jeszcze za czasów „Upiora w operze”. Umówiłem się z nim, że jeżeli kiedykolwiek będzie go wystawiał, to właśnie ja zagram u niego tę rolę. Tak się też wydarzyło. Po ośmiu latach Maciek odezwał się do mnie, że spektakl się odbędzie i że bardzo by chciał, abym w nim zagrał. Zgodziłem się w drodze wyjątku, ale tylko i wyłącznie na to jedno przedstawienie. Kolejnych na razie nie planuję.

Spektakl „Lamaila” to bajkowa opowieść, balet połączony z narratorami muzycznymi, więc może być ciekawym widowiskiem - takiego połączenia jeszcze nie widziałem. Z Kają Mianowaną, która niegdyś grała u mojego boku Christine, pojawiamy się ponownie razem na scenie, tym razem w rolach Kai i Martina (śmiech).

To bardzo dobrze o Tobie świadczy, że dotrzymujesz obietnic.

Zawsze!

(Foto: Kasper Zborowski-Weychman)

Wspomniałeś już o nagrywaniu płyty w Londynie. Czyli z aktorstwem już definitywny koniec i liczy się tylko muzyka?

Absolutnie tak, przynajmniej na obecnym etapie mojego życia czuję, że muzyka jest dla mnie najważniejsza i w tę stronę chcę iść. Nie mówię, że kompletnie zrezygnuję z aktorstwa, bo może po pięciu-dziesięciu latach zdecyduję się wrócić do teatru - jestem aktorem z zawodu i tego mi nikt nie zabierze, ale teraz jest czas na Martina piosenkarza (śmiech).

Twój debiutancki album ma być wydany w języku polskim i angielskim. Zamierzasz bardziej skupić się na rodzimym rynku muzycznym czy celować w brytyjską publiczność?

Cała koncepcja związana z przyjęciem pseudonimu artystycznego Martin Fitch tworzona była z myślą o rynku zagranicznym. W Anglii często spotykałem się z tym, że ludzie nie potrafili wymówić mojego imienia, a co dopiero nazwiska. Eurowizja w 2010 dała mi zaplecze fanów w całej Europie i nie tylko, bo śledzą ją ludzie na całym świecie. Mam fanów nawet w Południowej Afryce. Polska jest krajem, w którym się urodziłem, Inowrocław to moje miasto i zawsze jest na pierwszym miejscu, ale wyjeżdżając do Anglii nastawiłem się na to, dość ambitnie, że szukam moich odbiorców również za granicą. Przygotowuję jednak całą płytę z polskimi wersjami piosenek jako ukłon w stronę mojego kraju.

Spotkałem się z opiniami, że po zmianie pseudonimu udaję, że nie jestem Polakiem. Wręcz przeciwnie. Nagrywam płytę po polsku właśnie dlatego, żeby pokazać, że nim jestem. Pseudonim został zmieniony tylko i wyłącznie na potrzeby rynku zagranicznego, ale nie mogę być tutaj Marcinem Mrozińskim, a tam Martinem Fitchem, bo to by było rozdwojenie jaźni. Stwierdziłem, że muszę wybrać coś pośrodku.

Ale dla kolegów nadal Marcin?

Koledzy nadal nazywają mnie Marcinem i nie złoszczę się na to, natomiast zawodowo jestem już tylko i wyłącznie Martinem Fitchem.

Wspomniałeś o Eurowizji i nawiązanych na niej kontaktach. Czy szykują się jakieś duety na Twoim albumie?

Nie. Zero. To jest moja debiutancka płyta, tylko i wyłącznie moja. Brzmi może trochę samolubnie, ale czuję, że to jest mój czas. Może drugi album będzie z duetami.

Nawiązałeś za to dobre kontakty z zagranicznymi producentami. Rynek muzyczny w Londynie wydaje się już dość nasycony i trudno nawiązać współpracę z naprawdę cenionymi twórcami. Jak wyglądał proces poszukiwania producentów za granicą?

W moim przypadku były to kompletne przypadki i szczęście do poznawania odpowiednich ludzi. Właściwie to producent Sonique zainteresował się mną bardziej niż ja nim, bo nawet nie wiedziałem kim jest ten człowiek (śmiech). Natomiast z moim drugim producentem pracowaliśmy w jednym studio nagraniowym. Zaczęliśmy pisać razem dwa pierwsze utwory, a teraz pracujemy nad całością płyty. Łut szczęścia - trzeba znaleźć się w odpowiednim miejscu, w odpowiedniej godzinie i tyle.

A w jakim stylu będzie utrzymany ten album?

Nie nastawiam się na styl, ale na przekazanie swoich własnych historii i własnej muzyki. Nie chcę określać siebie jako artystę popowego czy rockowego albo disco, to nie ma dla mnie żadnego sensu. Uważam, że każdy na tym albumie może znaleźć coś dla siebie i to jest najważniejsze. Tak jak sam jestem kolorową osobą, tak samo kolorowa będzie płyta. To po prostu moja muzyka. Każdy sam określi do jakiego gatunku ją przyporządkować.

(Foto: Kasper Zborowski-Weychman)

Chociaż wspomniałeś, że do aktorstwa już nie wrócisz, warto przypomnieć Twoją pracę w dubbingu. Użyczałeś swojego głosu w „Księżniczce i żabie” czy w „Dziewczynach Cheetah”. Co najbardziej podobało Ci się w tym fachu i czy z niego również definitywnie rezygnujesz?

Dubbing jest jeszcze inną formą, bo to przede wszystkim działanie głosem i dawanie postaci czegoś od siebie. Musimy być w tym wszystkim bardzo szczerzy, ta postać powinna mieć nasz oddech, naszą skórę, nasze myśli i nasze emocje. Każda ta rola musi być przez nas stworzona od samego początku. Z każdą musimy się utożsamić, żeby widz mógł odczuwać emocje przez nasz głos, bo gramy tylko nim.

Czyli musiałeś się poczuć tym filmowym Księciem…

Absolutnie tak! Misiem, księciem, świnką czy czymkolwiek innym, co miałem do zagrania. Trzeba traktować widza z dużym szacunkiem. Nie nagrywa się szybko i „do widzenia”, ale każda postać musi być żywa.

Oglądałeś kreskówki jako dziecko?

Jakoś nigdy nie byłem fanem kreskówek czy filmów dla dzieci, wręcz odwrotnie. Zawsze miałem poczucie, że jestem trochę dojrzalszy niż inni i starszy niż naprawdę byłem.

Teraz już chyba nie chcesz tak o sobie myśleć.

Wiek nigdy nie grał dla mnie żadnej roli, bo bardziej obchodzi mnie jacy są ludzie, ich światopogląd i sposób myślenia. Jeżeli będziesz dobrym, myślącym człowiekiem, to możesz mieć nawet 12 lat, a ja z tobą chętnie porozmawiam, bo będę miał o czym. Możesz też mieć lat pięćdziesiąt i nie mieć nic ciekawego do powiedzenia. Nie wiek jest ważny, a to co mamy w głowie - czy jesteśmy otwarci i uczymy się. Do Londynu wyjechałem właśnie po to, aby się czegoś nauczyć, zrozumieć świat i samego siebie. Przy okazji przez pryzmat mieszkania za granicą odkrywam też bardziej swoją polskość.

Mieszkasz w Londynie już trzy i pół roku. Czy ten wyjazd służy przede wszystkim odkrywaniu siebie, czy chcesz tam spędzić resztę życia? Jak to postrzegasz na tę chwilę.

Na tę chwilę jest mi tam dobrze, wciąż się uczę i mam wiele „prac domowych do odrobienia”. Wciąż kończę swoją płytę, współpracuję ze świetnymi producentami i powiem tak: nie wiem czy wrócę do Polski, czy wyjadę gdzieś indziej, czy zostanę w Londynie. To przyszłość, o której teraz nie myślę, bo liczy się to co tu i teraz. Planuję pewne rzeczy w dłuższej perspektywie, ale nie przywiązuję się do miejsc. Za każdym razem jak gdzieś wyjeżdżam, staram się znaleźć coś dla siebie, aby czuć się w tym miejscu dobrze. Gdziekolwiek jestem, tam jest mój dom.

W dzisiejszych czasach mamy tyle możliwości podróżowania po świecie, że czuję się trochę obywatelem świata - mogę się pojawić każdego dnia w innym kraju. Ostatnio zrobiłem taki objazd samochodem po Europie: Francja, Włochy, Szwajcaria, Niemcy, Austria, Polska, Słowacja, Czechy, Węgry w trzy tygodnie. Każdego dnia budziłem się w innym miejscu i to było cudowne. Podziwiałem tyle pięknych miejsc, poznawałem fantastycznych ludzi, jadłem jedzenie ze wszystkich części świata. To fascynujące i bardzo inspirujące do pisania nowych utworów. Nawet takie drobiazgi jak zjedzenie prawdziwej włoskiej pizzy czy oglądanie zamków we Francji otwierają zmysły. Czuję, że mogę dotknąć tej historii - to co zbieram z tych podróży, przekładam na moją muzykę.

Czyli swoim albumem zabierzesz nas ze sobą w podróż?

Na pewno będzie albumem bardzo emocjonalnym, opowieścią o moich doświadczeniach: miłości, podróżowaniu, otwartości świata, ale i o tym, że o pewne rzeczy wciąż musimy walczyć. „Fight for Us” to w pewnym sensie protest song, bo ludzie zaczynają ignorować, a to najgorsze co może się wydarzyć. Powinniśmy walczyć o wolność, którą udało nam się wypracować, ale również o zwierzęta. Ludzie mają do nich coraz mniejszy szacunek, a musimy żyć razem. Nawet patrząc z perspektywy religii zostaliśmy stworzeni na samym końcu dnia siódmego, a myśląc w kategorii ewolucji pochodzimy przecież od zwierząt. Nie jesteśmy na pierwszym miejscu, tylko na ostatnim, a teraz to się trochę zaburzyło i myślimy inaczej. Musimy to wszystko zbalansować, a nie podporządkowywać sobie cały zwierzęcy świat tylko dlatego, że mamy technologię, która jednocześnie jest pozytywna, ale i stanowi nasze przekleństwo.

(Foto: Kasper Zborowski-Weychman)

Wspierasz zatem zwyciężczynię Eurowizji Kasię Moś, która utwór „Flashlight” śpiewała z myślą o zerwaniu zwierząt z łańcuchów?

Oczywiście wspieram Kasię Moś, ale przede wszystkim już od ponad dziesięciu lat wspieram akcje związane ze zwierzętami. Jest taka akcja „Zerwijmy łańcuchy”, na której co roku staram się pojawiać. Chociaż od dwóch-trzech lat ciężko mi zgrać terminy z racji pobytu w Londynie, od lat w ramach tej akcji przywiązuję się do budy na Krakowskim Przedmieściu pod kolumną Zygmunta. Jeszcze parę lat temu ze śp. Marią Czubaszek siedzieliśmy razem i krzyczeliśmy „Nie dla łańcuchów!”, więc fantastycznie, że Kasia śpiewa o tym utwór. Jestem za tym, trzymam za nią bardzo mocno kciuki i stoję za nią murem.

Skoro mowa o znajdowaniu czasu, znajdujesz go na występy w „Jaka to melodia?”. Czy uważasz, że ten program jest pomocny w budowaniu polskiej bazy fanów, czy może w pewien sposób Cię szufladkuje?

Uważam, że jakiekolwiek muzyczne występy to uczenie się czegoś nowego. Nie ważne ile hejtu lub pozytywów zgarnie „Jaka to melodia?”, daje mi ona szansę obcowania ze świetnymi utworami, a przy okazji ma on ogromną oglądalność. Ponad trzy miliony widzów ogląda „Jaka to melodia?”! Eurowizyjne preselekcje zgarnęły średnio 2,3 miliona…

To tak jakbyś codziennie miał swoją małą Eurowizję.

Bardziej niż polskie preselekcje do Eurowizji! Robię to, bo się uczę. Uczę się świetnych światowych utworów, ale też tych polskich, bo coraz częściej powraca się w „Jaka to melodia?” do klasyków jak Mieczysław Fogg czy Andrzej Zaucha. To cudowni wokaliści ze świetnymi utworami, o których teraz często się zapomina.

A jakie są Twoje ulubione utwory i ulubieni artyści? Śpiewasz tyle coverów, że na pewno coś wpadło Ci w ucho.

Miałem szansę śpiewania coverów „Skyfall” Adele czy „Writing’s on the Wall” Sama Smitha. Za każdym razem jak przyjeżdżam na nagrania do „Jaka to melodia?”, staram się wybrać jakiś utwór, który chciałbym trochę bardziej przybliżyć widzom w Polsce. Nie widziałem w Polsce za dużo Adele w telewizji, więc cieszę się, że mogę kogoś zainteresować jej twórczością.

Masz jakiś swój wymarzony duet? Czego możemy Ci życzyć - może duetu z Adele?

Oczywiście trzeba marzyć, ale aktualnie jedną z moich najulubieńszych artystek przez duże „A” jest Lady Gaga, która pokazała młodym ludziom, że nie wolno się w życiu poddawać i trzeba w siebie wierzyć. Nie ważne co ludzie mówią, trzeba iść do przodu, bo mamy tylko jedno życie. Byłem na jej koncercie. Przekazała widowni dużo energii i powiedziała, że jest tu dlatego, że jesteśmy fantastyczni i perfekcyjni. Stając przed lustrem powinniśmy wiedzieć, że jesteśmy wyjątkowi. To było dla mnie naprawdę odkrywcze. Zwykle artyści są strasznie skupieni na sobie podczas koncertów, a ona była skupiona na widowni. Bardzo mnie to dotknęło. Podziwiam jej zaangażowanie w walkę o wolność, prawa czy zwierzęta. Jest moim numerem jeden jako osobowość i ideał, do którego chcę dążyć. Też chciałbym tak inspirować innych.

Życzę Ci zatem, abyś miał jak najwięcej tak wiernych fanów.

Ja życzę sobie też bardzo dużo wrogów, bo wrogowie napędzają. Wtedy wciąż jest o kogo walczyć. Gdyby tylko kochali, byłoby nudno. Najgorsze to być obojętnym. Jeżeli odbiorca nie ma do artysty żadnego stosunku, to najgorsze, co można osiągnąć.

Obyś zatem po prostu nie był obojętny.

Obym nie był obojętny - dokładnie!


Jeżeli chcecie śledzić dalszy rozwój kariery Martina Fitcha, zapraszam na jego stronę internetową i oficjalny profil na Facebooku:

niedziela, 19 lutego 2017

Interview with Heffron Drive

Heffron Drive is an American indie pop band formed by Kendall Schmidt (known from a boyband Big Time Rush) and Dustin Belt. In 2014 Kendall and Dustin released their debut full-length album "Happy Mistakes" and now they are starting the next chapter of their musical journey. They just released their second extended play and are now promoting it in Europe. In the interview, Heffron Drive is talking about their new recording, European tour and upcoming musical plans.


Your new extended play called "The Slow Motion" came out on 10 February 2017 and it is promoted by a single "Living Room". Can we expect some differences in your style, new instruments or sounds? 

"The Slow Motion EP" in many ways is a new sound for us, but in many ways it’s not. We approached this record differently than any others that we’ve done, in the sense that nearly everything you hear is a real instrument. We brought in our touring band - AJ Novak on drums and Christian Vieira on bass - and they helped us knock these songs out of the park. "The Slow Motion EP" is also very similar to our previous sound in the sense that you will find that we keep pushing ourselves to write the best songs we can, and I think you will hear that in the musicality and lyrical content. Everything on this record sounds exactly like what you would expect to hear from Heffron Drive.

"Living Room" is a song about the ups and downs in a relationship and shows that most of them actually happen in... the living room. How did you come up with the idea for this song and what are your memories from recording a music video for it? 

Dustin Belt: Kendall came up with the idea, ironically in his living room, and I jumped in on the song after he showed me the rough idea. The song isn't biographical per se, but we did incorporate elements of relationships that we had been in into the song. The video was directed by our good friend Wesley Quinn, who really came in and shared a vision with us about the video. We shot it over two days on a weekend in Los Angeles. We shot from around 8am to 10pm at night both days, and shot as much footage as we could. You’ll notice in the video that the framing changes on some shots. That’s because we shot part of the video on a vintage Super 8mm camera. That footage turned out so incredible and really added to the heart of the video.

As a band, you travelled all around the world and are now coming to Europe as a part of Heffron Drive International 2017 Tour. What is your beloved place to visit in Europe? Is there a chance for your concert in Poland in the foreseeable future? 

Europe is a fairly new market for us, so we are really excited to come and perform over there. We get messages all the time on social media asking us to come and play different cities, so we are stoked to get to see some of these places and finally show them some HD love. We’d love to come to Poland! Let’s make it happen in 2017!

Apart from being a talented singer and actor, you are also a very good photographer. Ten weeks ago you created Instagram account with your original photographs, but it is now a bit "abandoned". Would you like to develop your skills and revive this photographic account? 

Kendall Schmidt: I am actually releasing some merchandise featuring these photos! I am still taking them but because I am on tour I don’t have good enough reception to upload them they are very high resolution!

More than two million people follow you on Facebook and more than a million on Instagram. Is it difficult for you to be observed by so many and not become overwhelmed by fame? 

Kendall Schmidt: I feel grateful more than overwhelmed. I like when people recognize me when I am out living my life, I stay grateful for what my fans have given me and the opportunity I have!

I guess that your new EP "The Slow Motion" is something like "the first taste" of your upcoming longplay. What are your next steps as a band and are you planning to release a full-length album soon? 

Dustin Belt: We have a lot of work to do this year! We are planning on releasing a full length record sometime later this year. We don't have a date, and we’re still working on music, but we’re thinking sometime in the summer. Because Heffron Drive is just Kendall & I, there is an IMMENSE amount of work that has to be done before something gets released. But honestly, we love it. And I think we would both agree that we wouldn't have it any other way. As soon as we finish the European tour, we go straight back to the studio, put our heads down and focus on all new material. It’s going to be a great year for us.

Thank you very much for the interview.

Thank you!


If you want to learn more about Heffron Drive and their music, please visit their official website:

Wywiad z Heffron Drive

Heffron Drive to amerykański zespół grający indie pop założony przez Kendalla Schmidta (znanego z boysbandu Big Time Rush) i Dustina Belta. W 2014 Kendall i Dustin wydali swój debiutancki album długogrający „Happy Mistakes”, a obecnie zaczynają kolejny rozdział swojej muzycznej podróży. Właśnie wydali swoją drugą EP-kę, którą teraz promują w Europie. W wywiadzie Heffron Drive opowiada o swoim nowym krążku, europejskiej trasie koncertowej i nadchodzących muzycznych planach.


Wasza najnowsza EP-ka „The Slow Motion” ukazała się 10 lutego 2017 i promuje ją singiel „Living Room”. Czy możemy oczekiwać po niej jakichś zmian w waszym stylu, nowych dźwięków czy instrumentów?

„The Slow Motion EP” pod wieloma względami prezentuje nasze nowe brzmienie, ale też pod wieloma pozostaje one podobne. Podeszliśmy do tego krążka inaczej niż do poprzednich, które tworzyliśmy, ponieważ prawie wszystko co usłyszycie to dźwięki prawdziwych instrumentów. Zaangażowaliśmy do pracy zespół, który towarzyszy nam na koncertach – perkusistę AJ’a Novaka i basistę Christiana Vieirę. Pomogli nam oni wznieść nasze utwory na zupełnie nowy poziom. „The Slow Motion EP” jest też zarazem bardzo podobny do naszych poprzednich albumów, ponieważ jak możecie zauważyć nadal z całych sił staramy się pisać jak najlepsze utwory. To słychać w muzycznej i lirycznej zawarości naszych piosenek. Wszystko na tym albumie brzmi dokładnie tak jak można by tego oczekiwać od Heffron Drive.

„Living Room” to piosenka opowiadająca o wzlotach i upadkach w związku i pokazująca, że większość w nich ma miejsce… w dużym pokoju. Jak wpadliście na pomysł na ten utwór i jak wspominacie nagrywanie do niego teledysku?

Dustin Belt: Kendall wpadł na ten pomysł, jak na ironię w swoim dużym pokoju, a ja wkręciłem się w tę piosenkę po tym jak pokazał mi jej ogólny zarys. Nie jest to utwór o charakterze biograficznym per se, ale umieściliśmy w nim elementy związane ze związkami, w których kiedyś byliśmy. Teledysk wyreżyserował nasz dobry kolega Wesley Quinn, który przyszedł do nas i z miejsca podzielił się swoją wizją klipu. Nakręciliśmy go w przeciągu dwóch dni w weekend w Los Angeles. Zdjęcia trwały przez obydwa dni od około ósmej rano do dziesiątej wieczorem, nagraliśmy tyle materiału ile się dało. Możecie zauważyć w klipie, że w niektórych ujęciach zmienia się kadrowanie. Wynika to z tego, że część wideo nagrywaliśmy zabytkową kamerą Super 8mm. Materiał wyszedł naprawdę niesamowicie i nadał klipowi niepowtarzalną atmosferę.

Jako zespół zwiedziliście sporą część świata, a obecnie przebywacie w Europie w ramach Heffron Drive International 2017 Tour. Jakie jest wasze ulubione miejsce na naszym kontynencie? Czy jest szansa, że w najbliższej przyszłości wystąpicie w Polsce?

Europa jest dla nas dosyć nowym rynkiem, więc jesteśmy naprawdę podekscytowali przyjazdem tutaj i kolejnymi występami. Otrzymujemy cały czas wiadomości za pośrednictwem mediów społecznościowych z zapytaniem czy przyjedziemy i zagramy w danym mieście, więc robimy wszystko, aby przyjechać w te miejsca i pokazać naszym fanom trochę Heffronowej miłości. Bardzo chcemy przyjechać do Polski! Niech to się stanie w tym roku!

Oprócz bycia utalentowanym piosenkarzem i aktorem, jesteś również bardzo dobrym fotografem. Dziesięć tygodni temu utworzyłeś na Instagramie konto ze zdjęciami Twojego autorstwa, ale teraz jest ono odrobinę „opuszczone”. Czy chciałbyś rozwijać swoje zdolności i ożywić ten fotograficzny profil?

Kendall Schmidt: Właściwie wypuszczam obecnie kilka produktów prezentujących te zdjęcia! Cały czas staram się robić kolejne fotografie, ale ponieważ jestem w trasie, nie mam wystarczających możliwości, aby je opublikować, bo mają bardzo wysoką rozdzielczość.

Ponad dwa miliony ludzi śledzi Twój profil na Facebooku i ponad milion na Instagramie. Czy ciężko jest być obserwowanym przez taką liczbę osób i nie dać się przytłoczyć sławie?

Kendall Schmidt: Zdecydowanie bardziej czuję się wdzięczny niż przytłoczony. Bardzo lubię kiedy ludzie rozpoznają mnie, gdy po prostu żyję swoim życiem. Dziękuję za to co dali mi fani i za szansę, którą dostałem od życia!

Domyślam się, że wasza nowa EP-ka „The Slow Motion” stanowi coś w rodzaju “pierwszego zwiastunu” waszego nadchodzącego albumu długogrającego. Jakie są wasze kolejne kroki jako kapeli i czy planujecie wkrótce pełnometrażowy krążek?

Dustin Belt: W tym roku mamy mnóstwo pracy! Planujemy wydać nasz długogrający album w bliżej nieokreślonym czasie w tym roku. Nie mamy jeszcze daty i cały czas pracujemy nad muzyką, ale stawiamy, że będzie to jakoś latem. Ponieważ Heffron Drive to tylko Kendall i ja, czeka nas OGROM pracy, którą musimy wykonać przez wypuszczeniem krążka. Ale szczerze – kochamy to. Chyba obydwaj możemy się zgodzić, że w inny sposób nie osiągnęlibyśmy sukcesu. Kiedy tylko skończymy europejską trasę koncertową, wracamy prosto do studia i zaczynamy się pochylać nad całkiem nowym materiałem. Szykuje się dla nas wspaniały rok.

Bardzo dziękuję za wywiad!

Dziękujemy!


Jeżeli chcecie lepiej poznać Heffron Drive i ich muzyczną twórczość, zapraszam na ich oficjalną stronę internetową: