środa, 19 marca 2014

O przyjaźniach i innych zażyłościach

(z 22 kwietnia 2012)
Tyle się ostatnio mówi o różnorakich formach przyjaźni. Padają pytania o istnienie lub nieistnienie tzw. przyjaźni damsko-męskiej. Chcę ten post poświęcić przyjaźni lub wszelkiego rodzaju innym formom zażyłości i zależności - nie chcę tu zbytnio zahaczać o biologię, ale chyba będę musiał.

Wiem, że osoby które znam i które ja mógłbym w swym nieprzeniknionym umyśle nazwać "przyjaciółmi" pewnie nie myślą o mnie w ten sam sposób. Każdy ma jednak własną definicję przyjaźni i ma do tego prawo. Otóż dla mnie przyjaciel to osoba, która zadzwoni do ciebie, nie po to, aby spytać się o lekcje, lecz przegada z tobą pół godziny, nie zwracając uwagi, że ma jeszcze mnóstwo innych rzeczy do zrobienia. Przyjaciel może wyzwać cię od najgorszych, wytykać ci każdą głupotę, ale dobrze wiesz, że robi to, bo się o ciebie martwi, chce ci pomóc być lepszym człowiekiem i uczyć się na błędach. Jest nawet skłonny oglądać twoje ulubione seriale i słuchać ukochanych piosenek, mimo że sam uważa je za badziew (osoba o której mówię dobrze wie, że chodzi o nią).

Tak właśnie przedstawia się moja własna wizja przyjaźni - nie oczekuję niczego więcej od drugiej osoby, tylko tych kilku elementów, które sprawiają, że zawsze mogę na nią liczyć. Nie chcę się zbytnio ślimaczyć z tym opisem "idealnego przyjaciela", ale powrócę jeszcze do tematu przyjaźni damsko-męskiej. Może się zdziwicie, ale normalny chłopak może mieć przyjaciółki i wielu je ma. Ja sam znam pewną osobę, która sprawiła, że zacząłem inaczej patrzeć na różne rzeczy. Ta osoba pomogła mi zrozumieć, że muzyka może być inspiracją, a nie tylko zapełniaczem ciszy. Jej często ostre uwagi naprawdę dodają mi skrzydeł i pomagają w dążeniu do "względnej normalności". Wiem, że mogę wymienić twoje imię wprost, ale chcę to zrobić przez piosenkę twojego ulubionego zespołu, który mnie również bardzo przypadł do gustu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz